środa, 23 września 2015

Krok za krokiem

Jak ważny jest wysiłek w życiu człowieka to każdy wie. Na pewno więcej wie niż robi :)
Więc co z tą motywacją? Dlaczego często dzieje się tak, że bardzo chcemy a nic z tym nie robimy? 
Już wiem, że w moim przypadku dużą rolę odgrywa pora roku, kocham zimę, bo zima to śnieg, a śnieg to snowboard. Aby jeździć na snowboardzie nogi i brzuch muszą być silne. Dlatego jesień to dobry czas aby się przygotować. Więc tak przez parę poprzednich lat, jesień była dla mnie zawsze mocno sportowa, a dodatkowo wysiłek fizyczny miał swój skutek uboczny - nie odczuwałam negatywnej aury jesiennych dni. Do tej pory ludzie dziwnie na mnie patrzą, gdy mówię, że moją ulubioną porą roku jest zima. Swoje uzależnienie od adrenaliny mogę również zaspokoić na lodowisku. Prędkość, zgrzane ciało i miliony endorfin, od których aż kręci mi się w głowie, pomagają mi przetrwać czas z mniejszą ilością słońca.
Jak to się stało, że zaczęłam biegać? W sumie to dużo powiedziane - biegam. Raczej do tej pory określam się, że próbuję. Bieganie jest to najprostszy sposób aby być zdrowym i mieć szczupłą sylwetkę. Oczywiście łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Do pierwszych treningów wręcz zmuszałam się. Na początku chodziłam z lekkimi podbiegami na bieżni. Interwał jest dobry na początek, nie męczy mocno. Powoli motywację zaczęłam czerpać z faktu, że moje ciało zmienia się, a kondycja zaskakuje. Same plusy! Jest to niewątpliwie najlepsza i najtańsza forma wysiłku fizycznego! I tak zrodził się pomysł, że 17.05 2015 wezmę udział w zawodach w biegu na 5. Chciałam udowodnić sobie, że dam radę, przekroczę swoje granice, blokady i stanę się częścią społeczeństwa, dla którego bieganie jest sposobem na życie. 
Ogólnie to był ciężki czas dla mnie. Odkąd zostałam matką, wiedziałam, że mego syna chcę wychowywać w duchu sportu, dlatego też, tak bardzo chciałam aby czekała na mnie na mecie, bo medal, po który biegłam miał być dla niego. Niestety atmosfera była frustrująca, jadąc na zawody zamiast motywacji ze strony męża słyszałam po co Ci to? masz chore ambicje, przeziębisz dziecko, pada deszcz itd. Aleksander odczuł negatywne nastawienie, nie chciał potem zostać z tatą, chciał biec ze mną. Tak bardzo chciałam aby mój syn był wtedy ze mną i był ze mnie dumny. Niestety płaczącego oddałam w ręce męża, który odwiózł go do dziadków. A sama z rozdartym sercem, zostałam wśród 1000 obcych mi ludzi.  Zacisnęłam zęby, wybiegłam i dobiegłam! Atmosfera nie do opisania, nawet nie spodziewałam się tak dobrego wyniku. Na mecie szybko wsiadłam w auto i pojechałam do syna. I to było na tyle. Wewnętrznie czułam się dumna, że dotrwałam i zawalczyłam. Szkoda tylko, że osoba mi wtedy najbliższa była tym faktem totalnie tym nieporuszona...
20.09.2015 kolejne biegi, dużo wątpliwości, dużo w między czasie się wydarzyło. Od czerwca nie mieszkam z mężem, rozpoczęłam walkę o siebie i swoje marzenia. Moja mama mówi: idź za ciosem, biegaj! No i udało się. Tym razem z większym spokojem, bo Aleksander czekał na mnie na mecie. Z dużą dawką pozytywnej energii, poprawiłam swój wynik o 1 minutę. Przygotowywałam się zaledwie 7 dni, ale energia jaka panuje wśród biegaczy daje dodatkową moc, już to wiem z poprzednich zawodów. Czy warto? Warto! Bo jak w coś mocno uwierzymy i mocno tego chcemy to tak się stanie. A to daje nam ogromną radość i chęć do życia. I ja wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz